Trzy zmiany, które wprowadziłam, żeby radzić sobie ze stresem.

W poprzednim artykule pisałam, jakie główne błędy popełniłam w zeszłym roku. Opowiadałam również o tym, dlaczego wysypało mi się sporo planów. Dzisiaj opowiem Ci o tym, co zrobiłam, żeby przy okazji nie paść ze stresu.

Stres i ogromna ilość bodźców docierająca do naszego organizmu to coś, z czym mózg w dzisiejszych czasach musi sobie radzić. Dosyć często nie masz wpływu na ilość bodźców, która nas otacza. Możemy jednak stworzyć dla organizmu przestrzeń do regeneracji, dzięki której te wszystkie bodźce i stres będą mniej obciążające.

Zapraszam Cię zatem do zapoznania się z moimi rozwiązaniami, które wprowadziłam w ciągu całego tego roku. Liczę, że będą dla Ciebie inspiracją.

Po pierwsze: Przerzuciłam 90% komunikacji ze mną na drogę mailową.

W erze różnorakich komunikatorów internetowych, które rzekomo mają ułatwić i przyspieszyć tą komunikację, w pewnym momencie wybuchłam. Napływ informacji od moich współpracowników oraz pacjentów zalewał mnie strumieniami w każdej godzinie dnia. Efekt był taki, że na większość wiadomości nawet nie chciało mi się odpisywać, przestałam też odbierać telefony. Biorąc pod uwagę fakt, że dużą wartością mojej usługi jest możliwość kontaktu i porady zdalnej ze mną należało znaleźć rozwiązanie.

Rozwiązanie jakie ustanowiłam sama ze sobą to przerzucenie kontaktu ze mną na drogę mailową. Był to proces żmudny i wymagający ode mnie asertywności, zwłaszcza w obliczu naszego przyzwyczajenia do błyskawicznych odpowiedzi. Dzisiaj z powodzeniem mogę stwierdzić, że wytrzymałam presję i udało mi się odciąć od nadmiaru bodźców związanych z komunikacją. Numer telefonu, który znajdziesz pod moim nazwiskiem w sieci to tylko numer do Studio Chorzów, a przez messenger nie porozmawiasz ze mną o sprawach służbowych. W efekcie tych zmian czuję dużo mniejszą presję oraz ciśnienie związaną z koniecznością odpisania tu i teraz. Okazało się, że dużo mniej osób niż wcześniej rzeczywiście potrzebuje ode mnie odpowiedzi tu i teraz.

Kluczowym elementem odcięcia od bodźców komunikacyjnych było zadanie sobie pytania, czy druga strona faktycznie potrzebuje mojej odpowiedzi natychmiast. Okazało się, że właśnie w 90% przypadków nie. A te 10% osób, które potrzebuje ode mnie szybkich odpowiedzi, albo pomocy przy podejmowaniu decyzji – wie jak się ze mną skontaktować.

Po drugie: Uwierzyłam w techniki wyciszające.

To nie do końca jest tak, że wcześniej w nie nie wierzyłam. Wiedziałam jednak, że jest z nimi podobnie jak z treningiem. Jeżeli zrobisz to raz, prawdopodobnie poczujesz się lepiej, ale w życiu nic się nie zmieni. Podobnie jak w przypadku komunikacji, musiało się u mnie wydarzyć coś niepokojącego, żebym skorzystała z tej wiedzy.

Co się wydarzyło? Pomimo tego, że czasu na sen przeznaczałam wystarczająco – nie odpoczywałam. Stale śniły mi się sceny rodem z science fiction, głowa w nocy nie odpoczywała praktycznie wcale, a w ciągu dnia czułam się zmęczona i oderwana od rzeczywistości.

Co z tym zrobiłam? Wdrożyłam na stałe wizyty na terapii czaszkowo-krzyżowej oraz przygotowywanie się do snu dzięki medytacjom i dźwiękom mis tybetańskich. Prawda jest taka, że do wdrożenia ostatniej metody potrzeba najmniej wysiłku. W dużym skrócie, dźwięki mis tybetańskich i gongów ułatwiają przejście fal mózgowych na inne częstotliwości, te bardziej odpowiadające wyciszeniu i regeneracji. Często już 10 minut odpalone YT czyni cuda. Dzięki wymienionym wyżej technikom nie pozbyłam się stresu czy bodźców docierających do mnie ze świata zewnętrznego, nauczyłam jednak mój organizm jak sobie z nimi radzić i jak je przetwarzać. Teraz oczywiście nadal z ich dobrodziejstw korzystam.

Po trzecie: Odważyłam się dać 100% zaufania swoim współpracownikom.

Ten punkt będzie krótki, a rozwiązanie trudne. Niemniej mnie się udało je wdrożyć, nie jest więc niemożliwe. Delegowanie zadań – zwłaszcza, gdy cała strategia i wizja jest w Twojej głowie – jest znajomym problemem małych przedsiębiorców. Jest to też temat poruszany podczas każdego liderskiego szkolenia. Nie ma co ukrywać, żeby móc delegować zadania, trzeba mieć do tego odpowiednich ludzi. Z drugiej strony, nie da się rozwijać firmy nie mając nikogo, kto zrobi coś lepiej niż szef.

Jestem kreatorką, w mojej głowie podczas minuty rodzi się tysiąc pomysłów. Kocham także pracę z ludźmi oraz wystąpienia publiczne. Sprawy administracyjne czy organizacyjne są dla mnie katorgą, nie jestem w nich specjalistką. Dzięki przepracowaniu w sobie konieczności kontroli wszystkiego oraz oddania pod pełną opiekę rzeczy moim wspaniałym dziewczynom menadżerkom, żyje mi się zdecydowanie mniej stresowo.

Uważam, że nawet jeżeli nie masz możliwości zatrudnić osób do różnych zadań – masz wokół siebie bliskich, którym warto zaufać i dać sobie pomóc w różnych obowiązkach. To pomaga niesamowicie w pozbyciu się nawału zadań i stresów z tym związanych.

Podsumowując, dobrze pokierowane zmiany pozwoliły mojej firmie wejść na wyższy poziom, równocześnie nie powodując coraz większych spustoszeń w moim organizmie. Wspomnę jednak, że nie osiągnęłam tego sama.

Jeżeli więc chcesz coś zmienić, musisz zaufać nie tylko sobie.

Powodzenia!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *